Ciemne wnętrze, szelesty, zapalają się płomyki, jeden,dwa, kolejne... i rozbrzmiewa śpiew. Chór kameralny Endorfina powitał gości 35. spotkania z cyklu Zmysły Sztuki utworem, który w nastroju nawiązał do części prac Andrzeja S. Grabowskiego prezentowanych w Oficynie Kuchennej.
Chór kameralny Endorfina
Asamblaże, bo je mam na myśli, stały się pretekstem do rozmowy o tradycji portretu trumiennego, wywodzącej się z Egiptu (portrety fajumskie), a bardzo popularnej w XVII i XVIII wieku wśród polskiej szlachty. Najstarszym znanym portretem trumiennym w Polsce jest wizerunek Stefana Batorego z końca XVI wieku. Co ciekawe, ten gatunek portretu sarmackiego nie ma swojego odpowiednika w kulturze innych państw europejskich. Wydaje mi się, że nikt poza Andrzejem S. Grabowskim obecnie nie tworzy w takiej formie. Jego „portrety trumienne” mogłyby dzisiaj służyć jako element pochówku pewnych zjawisk czy grup społecznych. Na przykład pochodzący z lat 80-tych „dla czerwonego plemnika”, czy - jakże aktualny w ostatnich tygodniach, a także sprzed lat - „dla Europejczyka”, inspirowany lekturą książek Oriany Fallaci. Andrzej S. Grabowski pokazał na spotkaniu, że jest nie tylko kuratorem Zmysłów Sztuki, nie tylko twórcą mocnych kolorystycznie prac malarskich, czy zmuszających do refleksji, pełnych odniesień do współczesnego świata, portretów trumiennych, nie tylko kreatorem recycled art (jako przykład może posłużyć laptop na kominku), ale także twórcą grafik, fotografii, logotypów, plakatów, broszur, katalogów, reklam... Pokazał, że zajmuje się edukacją artystyczną, odkrywa młode talenty, opiekuje się uzdolnionymi amatorami (kurator Królewskiej Akademii Sztuki), ale również wymyśla, organizuje i prowadzi plenery i wydarzenia malarskie (Malować każdy może). Pisze scenariusze i reżyseruje artystyczne filmy („Zmysły Sztuki Dawniej i Dziś”, „Kalendarze Wilanowskie”). Zajmował się scenografią, choreografią, teatrem, poezją, tańcem... Na issuu.com zamieściliśmy prezentację, którą częściowo pokazaliśmy na spotkaniu (link do prezentacji), w której można przeczytać o większości projektów oraz, korzystając z linków, obejrzeć filmy, o których była mowa.
Plakat z "dla Europejczyka"
(fot. Mażena Sezonow)
Myślę, że przybliżył widzom siebie, a jednocześnie zaznaczył, że nie jest dla niego ważne, czy się podoba innym to, co robi. Dopóki ma wewnętrzne przekonanie o słuszności swoich działań, dopóki jemu się podoba to, co robi, to będzie to robić.
Jak napisała do nas po spotkaniu Sylwia Lorenc (która także była naszym gościem na 29. Zmysłach Sztuki): „Dla mnie bardzo ciekawe i w pewnym sensie odkrywcze było to, że to co tworzymy czy odtwarzamy nie musi podobać się wszystkim. Niby człowiek o tym wie, ale ciągle się szarpie, szuka a tak naprawdę chodzi o nasze postrzeganie - bo niby zewnętrzne, słyszalne, widzialne - ale tak naprawdę głęboko wewnętrzne. Gdzieś tam oddajemy innym naszą duszę, coś co nas wyróżnia, coś co czujemy w dany sposób indywidualnie i niepowtarzalnie.” W pewnym stopniu, przez tą wielość i różnorodność aktywności twórczej, Andrzej S. Grabowski zdominował spotkanie. Można go trochę usprawiedliwić tym, że było to podwójny jubileusz – 35. Zmysły Sztuki i jednocześnie jego urodziny (oczywiście wybrzmiało gromkie „Sto lat!”). W tym dniu wypadało także Święto Dziękczynienia, dlatego też padło wiele podziękowań dla publiczności, która tak licznie przybywa od pięciu już lat oraz dla twórców, których gościliśmy dotychczas na Zmysłach Sztuki. Na jubileuszowym spotkaniu pojawił się Grzegorz Śmigielski - bohater pierwszego spotkania, które odbyło się 4 listopada 2010 roku. Byli również uczestnicy ostatniego, 34. spotkania, Kasia Duda i Marek Ruff. Ucieszyła nas niezmiernie obecność prof. Mariana Nowińskiego (3. Zmysły Sztuki), Franciszka Maśluszczaka (9. ZS), prof. Tadeusza Gadziny (32. ZS), Bartosza Kowalskiego (30. ZS), Tomka Opałki (24. ZS), Jolanty Marcolli (21. ZS), Ani Polarusz i Kasi Kochańskiej (16. ZS).
Co ciekawe, po raz pierwszy gościliśmy na Zmysłach Sztuki dyrygenta. Andrzej
Andrzej S. Grabowski, Barbara A. Maciążek i
Sławek Kiełbowicz (fot. Mażena Sezonow)
S. Kiełbowicz, zwany Sławkiem, choć na pierwsze imię ma Andrzej, to jakoś drugie bardziej się przyjęło, nie miał łatwo w tym natłoku informacji i wydarzeń. Trzeba jednak przyznać, że te chwile, w których Sławek dochodził do głosu wybrzmiewały bardzo mocno, bo to istny wulkan energii. Kiedy mówi, to tak jakby dyrygował, tak wiele w nim ekspresji.
Obu naszych gości łączy nie tylko pierwsze imię i inicjał drugiego, ale także opieka artystyczna nad uzdolnionymi amatorami, odkrywanie talentów i rozwijanie pasji, czy to śpiewu, czy malarstwa.
Sławek jest także kolejnym przykładem na to, jak ważną rolę odgrywa dom i artystyczne otoczenie. W jego przypadku mama, przemiła i ciepła osoba (była z nami na spotkaniu), miała ogromny wpływ na jego edukację twórczą i rozwój muzyczny. Natomiast u Andrzeja nie tylko jego Tata, Julian Grabowski, zaraził go malarską pasją i edukacyjnym zacięciem, ale także inni członkowie rodziny Grabowskich, którzy tworzyli i działali na uczelniach artystycznych, czy to we Lwowie, czy Krakowie, chyba przekazali mu specjalny gen. Tak jak w przypadku muzyków czy śpiewaków, których gościliśmy na Zmysłach Sztuki, ważnym wątkiem związanym z kierowaniem orkiestrą czy chórem, był niezmienny dylemat – czy jest to twórcze, czy odtwórcze działanie? Na ile może sobie pozwolić dyrygent, interpretując utwór? Zawsze ciekawiło mnie, czy batuta jest nieodłącznym atrybutem dyrygenta. Okazuje się, że nie. Można dyrygować całym ciałem, ale także można dawać sygnały samym wzrokiem, nieznacznym ruchem palców. Np. w czasie wykonywania przez Chór kameralny Endorfina pierwszego utworu było tak ciemno, że właściwie niewiele było widać z ruchów Sławka, a jednak chór sobie znakomicie poradził. W trakcie spotkania Sławek sprawił, że wszyscy wykonaliśmy pewien, nieskomplikowany utwór, posłusznie poddając się jego kierownictwu. Było przy tym trochę zabawy i śmiechu.
Pokaz dyrygentury :)
Chór zaprezentował bardzo różny repertuar – od pieśni renesansowych, przez współczesne polskie utwory, ale także angielskie, takie jak „Every Breath You Take” z repertuaru The Police, i na specjalne życzenie Andrzeja utwory The Beatles. A tak oto członkowie chóru skomentowali spotkanie (wpis na FB): „Drogi Mistrzu Andrzeju Grabowski! Mistrzu pędzla i gawędy! Luminarzu sztuk rozmaitych! My - Chór kameralny "Endorfina" - byliśmy zaszczyceni tym, że mogliśmy w Twoim towarzystwie uwalniać Zmysły Sztuki oraz Endorfiny. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy i zjedliśmy wiele ciekawych ciastek. A podniebienia spłukaliśmy szlachetnym nektarem. Zaś możliwość celebracji przy okazji Twoich urodzin, to już czysta, żywa i nieskrępowana przyjemność. Pozostajemy w uniżeniu – Endorfiniści.”
Niesamowitym wydarzeniem była prezentacja gry na pile. Sławek nie tylko zagrał melodię, która nie przypominała fragmentu ścieżki muzycznej do filmu grozy, ale także udzielił krótkiej lekcji Sylwii Lorenc. Zdradzę Wam, że po tej próbie okiełznania piły i smyczka, Sylwia – znakomita flecistka – nachyliła się do swojego męża, Mariusza, i powiedziała: „Kupisz mi piłę? Kupisz? Będę grała!”. A później Kasia Duda – wspaniała skrzypaczka – powiedziała, że też chciałaby popróbować gry na pile, bo to fascynujący instrument. Ciekawe, czy ktoś jeszcze skusi się i spróbuje tej trudnej sztuki?
Sławek i jego piła :)
Czas mijał niepostrzeżenie... Był poncz, znakomity tokaj, numerowane ciastko „Niespodziewanka” (osoba, która wylosowała ciastko nr 11 wygrała jedną z prac Andrzeja), życzenia pisane wierszem autorstwa Ewy Bukszy (przeczytane przez autorkę), kwiaty, obrazy (na zdjęciu uwieczniony od Kasi Nowakowskiej), książki, farby Goldeny od p. Tadeusza Sawickiego (maluje.pl)... 35. spotkanie to było wielkie święto nie tylko dla Andrzeja S. Grabowskiego, ale także dla pasjonatów Zmysłów Sztuki. Za to, że od pięciu lat możemy realizować tak fantastyczny projekt, chcemy podziękować Pawłowi Jaskanisowi, Dyrektorowi Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Arkadiuszowi Bachanowi z firmy PerAarsleff Polska, Tadeuszowi i Arturowi Sawickiemu z firmy Savel (www.maluje.pl), Monice Kalecie i Jarkowi Uścińskiemu z Oficyny Kuchennej, Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni. Więcej zdjęć ze spotkania można zobaczyć na naszym fanpage'u na FB: https://www.facebook.com/zmyslysztuki/. Kolejne Zmysły Sztuki dopiero w lutym 2016 roku. Będę wkrótce pisać o tym, czyją twórczość będziemy mogli wówczas poznać :)
Barbara A. Maciążek
Chór & The Beatles
Kasia Nowakowska i Andrzej S. Grabowski
Andrzej S. Grabowski prezentuje pracę Kasi
Upominek od p. Tadeusza Sawickiego & firmy Savel
Andrzej S. Kiełbowicz udowadnia, że piła potrafi piłować ;)
W imieniu Pawła Jaskanisa, dyrektora Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, oraz Fundacji "andART" serdecznie zapraszam na 35. jubileuszowe spotkanie z cyklu "Zmysły Sztuki", które odbędzie się 26 listopada 2015 r. (czwartek), o godz. 19:00, w Oficynie Kuchennej (na terenie Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, ul. St. K. Potockiego 10/16). Naszymi gośćmi będą Andrzej S. Grabowski, który zajmuje się malarstwem sztalugowym, ściennym, scenografią, fotografią, filmem artystycznym, grafiką komputerową i edukacją artystyczną, kurator i pomysłodawca wielu wydarzeń artystycznych, Andrzej Sławomir Kiełbowicz – muzyk, dyrygent, jeden z nielicznych w Polsce wirtuozów gry na pile, oraz chór kameralny Endorfina. Porozmawiamy m.in. o tworzeniu konceptualnym, o pewnym rodzaju malarstwa, wywodzącym się z Egiptu, ale wyjątkowo silnie związanym z kulturą sarmacką i dziejami Rzeczypospolitej, o edukacji artystycznej, o miłości do muzyki i o sztuce kierowania orkiestrą czy chórem. Będziemy mieć okazję do posłuchania gry na pile... Przypominam, że wstęp na spotkania z cyklu "Zmysły Sztuki" jest wolny, ale liczba miejsc jest ograniczona. Spotkanie przeznaczone jest dla widzów dorosłych.
UWAGA! Wchodzimy na hasło „Zmysły Sztuki” z uwagi na Królewski Ogród Świateł, do którego wstęp jest płatny.
Tradycyjnie, poniżej kilka słów o naszych gościach:
Andrzej S. Grabowski – zajmuje się malarstwem sztalugowym, ściennym, scenografią, fotografią, filmem artystycznym, grafiką komputerową, edukacją artystyczną. Jest kuratorem i pomysłodawcą wielu wydarzeń artystycznych polskich i międzynarodowych. Jest wiceprezesem Fundacji artystyczno-edukacyjnej andART. Absolwent Państwowego Liceum Technik Plastycznych w Tarnowie, następnie Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie w pracowni prof. Jonasza Sterna (dyplom w 1976 r.), a także Podyplomowego Studium Scenografii oraz Hunter College, Graphic Design & Photography, NY, USA (1995 r.). W latach 1977-1988 był kuratorem artystycznym 15 krajowych i międzynarodowych plenerów interdyscyplinarnych oraz wystaw, w których brał również czynny udział jako artysta malarz. Był również jurorem ogólnopolskich wystaw malarstwa, m.in.: „Kwiaty Polskie”, „Zagrożenia XX wieku”, „Solina”. Był scenografem i scenarzystą teatru tańca „Silva Rerum” w Krakowie w latach 1982-88. Był twórcą scenografii TV do muzyki m.in.: K. Pendereckiego, W. Kilara, A. German oraz F. Chopina. Zrealizował także 10 scenografii teatralnych w USA, gdzie mieszkał i tworzył w latach 1988-2000, w Nowym Jorku m.in.: w Whitman Theater, Washington Square Church oraz Lincoln Center. Brał również udział w wystawach grafiki i malarstwa m.in.: w New Haven, Baltimore, Los Angeles i Nowym Jorku. Obecnie mieszka i tworzy w Zielonce k./Warszawy. W grafice komputerowej specjalizuje się w plakacie i logotypach, zarówno dla firm w Polsce, jak i w USA, m.in.: dla Junior Entertainment, LOT – USA, Chanel, CraftMaster, Hotel Intercontinental, Hotel Jan III Sobieski, Akademia Wilanowska, Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Zrealizował na terenie Warszawy kilka spektakularnych warsztatów artystycznych dla uzdolnionej plastycznie młodzieży i dla dorosłych: „Malować każdy może” (2006-2015), „Noc na Trakcie Królewskim” w ramach Nocy Muzeów (2007), czy „Zagraj z muzyką miasta” (2009). W 2010 roku powołał do życia w Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie spotkania z cyklu „Zmysły Sztuki”, które przybliżają wybitnych twórców różnych dziedzin sztuki i ich dzieła do odbiorcy (http://zmyslysztuki.blogspot.com) oraz Królewską Akademię Sztuki dla pasjonatów malarstwa i rysunku (www.facebook.com/krolewskaakademiasztuki/). Jego biografia artystyczna została zamieszczona m.in.: w „International Who’s Who of Intellectuals”, Cambridge, England oraz w „Five Thousand Personalities of the World” American Biographic Institute. https://pl.wikipedia.org/wiki/Andrzej_S._Grabowski http://fundacjaandart.blogspot.com
Andrzej Sławomir Kiełbowicz - Absolwent warszawskiej Akademii Muzycznej, w której studiował na wydziale wokalnym i instrumentalnym. Tamże ukończył mistrzowską klasę dyrygentury u prof. Henryka Czyża. Dyrygował m.in. chórem mieszanym Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia, Warszawskim Chórem Międzyuczelnianym, zespołem wokalnym Ars Antiqua. Był kierownikiem muzycznym Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze. Kierował muzyczną stroną przedstawień w Operze Śląskiej w Bytomiu oraz Państwowej Operze i Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku, w której przez trzy sezony był dyrektorem artystycznym. W chwilach wolnych od dyrygowania gra na pile, z której wydobywa znacznie więcej niż tylko dźwięki stanowiące tło akustyczne do opowieści o duchach. Jest jednym z nielicznych w Polsce wirtuozów tego instrumentu. Kiedy nie muzykuje, poświęca się fotografii.
Chór kameralny Endorfina (www.endorfinachor.pl) powstał w 2011 roku z czystej miłości do muzyki, jako emanacja potrzeby wspólnego śpiewania. Członkowie Endorfiny mają za sobą wieloletnie epizody związane z chórami Towarzystwa Śpiewaczego Lutnia im. Piotra Maszyńskiego.
Po kilkunastu latach, dzięki zaangażowaniu serwisów społecznościowych i odkurzeniu notesów z telefonami, do wokalnie aktywnych rudymentów chóru żeńskiego starej Lutni udało się dokooptować kilku panów, co dało początek chórowi kameralnemu Endorfina.
Do współpracy udało się pozyskać dyrygenta Andrzeja Sławomira Kiełbowicza.
Na 34. spotkaniu z cyklu „Zmysły Sztuki”, niczym w „Małym Księciu” Antoine de Saint-Exupéry najważniejsze było niewidoczne dla oczu, czyli wszystko to co podziało się w warstwie emocjonalnej, w nastroju, w energii, poza ramami obrazów, poza dźwiękami skrzypiec, poza słowami.
Każde spotkanie jest inne, niepowtarzalne, jednak po wyjątkowych, jeszcze długo po zakończeniu, różne myśli kłębią się w głowie. W pełni zgadzam się z tym, co napisała Irena Makarewicz na naszym fanpage’u na FB, chwilę po północy, po powrocie ze Zmysłów: „Katarzyna Duda i Marek Ruff - wybitni goście wspaniałego Andrzeja S. Grabowskiego - dokonali rzeczy niezwykłej - sprawili, że świat się dopełnił, a co najbardziej niesamowite - dzięki decentryzmowi. Kantowska kategoria wzniosłości wyrażona nie w przyrodzie, lecz w sztuce. Fraktal uchwycony w innym wymiarze. Co za przeżycia!” Tak, tak, po północy, bo to spotkanie przejdzie do historii „Zmysłów Sztuki” jako najdłuższe, bo trwające aż do 23:30… Decentryzm, w którego sednie tkwi, ujmując w dużym uproszczeniu, odejście od umiejscowienia tematu w samym centrum, uświadomił mi, że w każdej formie twórczości poza tym, co widoczne, słyszalne, dotykalne, jest ogrom niewidocznego. Poza płótnem, poza dźwiękiem czy materią, najwięcej dzieje się w głowach oraz w emocjach zarówno twórcy, jak i odbiorcy. Jak napisał w
Od lewej Andrzej S. Grabowski, Marek Ruff
i Katarzyna Duda; fot. Maria Krawczyk
„Którędy do centrum” Andrzej Kowalski (artysta malarz, grafik, pisarz, eseista, pedagog), a fragmenty odczytał Andrzej S. Grabowski, „(…) sztuka nie jest i być nie powinna nosicielką spokoju. Ma za zadanie budzić, a nie usypiać, niepokoić, podniecać, wzruszać… Albo dawać do myślenia. Może nawet dojdziemy do wniosku, że środek został nam odebrany pozornie, a tak naprawdę, to znajduje się właśnie tam, gdzie pierwotnie uznaliśmy, że go nie ma. Przypomnijmy sobie rysunek słonia połkniętego przez węża z lektury „Małego Księcia”. Takiego widzenia świata uczy nas decentryzm, kontestacji rzeczy pewnych. (…) Magia nieobecności działa na naszą wyobraźnię. Stajemy się bardziej uważni i wrażliwi na każdy detal, który może powiedzieć nam coś więcej o tym czego nie widzimy, albo stać się nawet kluczem do tematu. Związuje się, w sposób zupełnie naturalny, więź emocjonalna pomiędzy dziełem i jego odbiorcą. Tak jakby akt twórczy nie kończył się na ostatnim pociągnięciu pędzla, ale trwał nadal przejęty przez rozbudzoną wyobraźnię widza (…).” Na „Zmysłach Sztuki” rozmawiamy także o tym, co niewidoczne. I tak jak napisał Andrzej Kowalski w „Którędy do centrum” na naszych spotkaniach niejednokrotnie „(…) dotykamy właściwego zadania sztuki. Jak wyrazić to, czego wyrazić się nie da? Jak przekazać ulotność wrażeń, uczuć, myśli? Jak uchronić mydlaną bańkę od nieuchronnego pęknięcia? (…)”. Twórcy pozwalają nam choć w pewnym stopniu poznać, jaka była ich droga, która doprowadziła do takiego a nie innego rozwiązania, co było inspiracją, jakie emocje, myśli, uczucia towarzyszyły im podczas aktu twórczego. Rozmawiamy też o naszych – odbiorców – odczuciach, przemyśleniach, dopowiedzeniach, które pojawiają się podczas przeżywania sztuki. Np. Maria Krawczyk, krytyk sztuki, podzieliła się z nami wrażeniem, jakie wywołuje w niej malarstwo Marka Ruffa: „Tak jakbym napiła się z krystalicznego źródła. To malarstwo sprawia mi radość.”
Bartosz Kowalski ma pytanie :) fot. Mażena Sezonow
Decentrystyczne malarstwo Marka Ruffa, według mnie, może wywoływać tylko pozytywne odczucia, bo pozwala na puszczenie wodzy wyobraźni, daje przestrzeń na własną interpretację, na emocje. W zależności od kreatywności odbiorcy, jego chęci przeżywania, mnóstwo może się zadziać poza płótnem. Kompozycje są otwarte, więc patrząc na nie można wręcz odlatywać w przestrzeń. Jednocześnie już same obrazy są bardzo przestrzenne, choć przecież to nie trój-, czy czwórwymiar. Są czyste, klarowne, o zmiennej, ale jednak wysokiej temperaturze. To nie są farby położone na płótno, ale kolory o niezwykłej czystości, które uwodzą. Dzięki temu, że obrazy Marka Ruffa pozwalają dopowiedzieć, to co niewidoczne dla oka, odbiorca staje się współtwórcą. A jak wygląda proces twórczy? Marek Ruff zdradził nam, że kieruje się czystą intuicją, choć jest to pasja kontrolowana. Najpierw powstaje rysunek. Często jest to bezmyślne kreślenie, choć autor sprawuje kontrolę nad formą. Eksperymentuje, szuka w sobie, sam siebie zaskakuje, wkłada swoją energię w to co tworzy. Dla osób znających twórczość Jacka Sienickiego, w którego pracowni Marek Ruff robił dyplom, było zadziwiające, jak Markowi udało się tak odejść od tego, co dominowało w pracowni? Po spotkaniu oglądałam prace Jacka Sienickiego i rzeczywiście aż trudno w to uwierzyć, że pozwolił Markowi na takie eksperymentowanie, na przygodę z materią, radosnym kolorem, formą.
A skąd w ogóle wziął się pomysł na takie eksperymenty? Należy tu podkreślić ogromną rolę Adama Wiśniewskiego Snerga (kuzyna Marka Ruffa), który zbudował krótki manifest decentryzmu, zapisał na jednej niedużej kartce, i zainspirował Marka do przygody z takim niezwykłym wyzwaniem twórczym. Czas płynął niepostrzeżenie. Nasi goście uzupełniali się, wypowiedzi Marka Ruffa przeplatały się z opowieściami Katarzyny Dudy. Tematy wynikały jeden z drugiego, pojawiały się kolejne, i następne. Dialog przerodził się w rozmowę z publicznością. Trochę nieświadomie wyszło na to, że zgodnie z ideą decentryzmu, czasami omijaliśmy środek „(…) wchodząc na ścieżki zadumy i wzruszenia. Na peryferiach bowiem toczy się prawdziwe życie.” - jak napisał wspomniany wcześniej Andrzej Kowalski.
Andrzej S. Grabowski nadawał rozmowie rytm, dynamikę, Katarzyna Duda zarażała ogromną pozytywną energią, obrazy Marka Ruffa przyciągały wzrok.
Katarzyna Duda i jej skrzypce fot. Mażena Sezonow
Dla mnie ciekawym doświadczeniem było obserwowanie emocji jakie towarzyszyły Katarzynie Dudzie podczas prezentacji pierwszego nagrania – utworu „Szalone Karzełki” ("La Ronde des Lutins")Antonio Bazziniego w jej wykonaniu, z towarzyszeniem Waldemara Malickiego na fortepianie. Nie tylko słuchała całym ciałem, ale w skupieniu chwilami cenzurowała swoją grę, do czego potem przyznała się w odpowiedzi na pytania. Słyszała w swojej grze to, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Mogliśmy wysłuchać jeszcze innych utworów, np. Fritz Kreislera „Cierpienia miłosne na skrzypce i fortepian”, czy na żywo fragmentu „Kaprysu polskiego” Grażyny Bacewicz. Wykonaniu na żywo towarzyszyła wspaniała opowieść o historii skrzypiec, na których gra Katarzyna Duda oraz o lutniku z Amsterdamu. Zastanawialiśmy się, czy decentryzm może być obecny w muzyce? Z Bartoszem Kowalskim, kompozytorem, wywiązała się rozmowa na temat tego, czy wykonawca może wnieść coś do kompozycji. W przypadku Bartosza okazuje się, że czasem korzysta z modyfikacji wykonawców, bo podoba mu się wprowadzona zmiana. Są też tacy kompozytorzy jak Agata Zubel (jedna z najbardziej interesujących polskich kompozytorek muzyki współczesnej), która od wykonawcy – w tym przypadku Katarzyny Dudy - wymaga niemalże niemożliwego, które po długich intensywnych ćwiczeniach i próbach jednak staje się możliwe. Nie wymaga precyzji, ale zależy jej na intencji. Ale są też tacy kompozytorzy, np. Maciej Zieliński, którzy pytają jak można osiągnąć to, co sobie wyobrażają. Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak różnie brzmi ten sam utwór
Zasłuchani, zapatrzeni
fot. Mażena Sezonow
wykonywany przez inne osoby? Na spotkaniu był to pretekst do rozważań, czy wykonawca nie jest także - w pewnym sensie – twórcą? Oczywiście musiał pojawić się temat dopiero co zakończonego Konkursu Chopinowskiego i tego, jak oceniane są wykonania? Czy istnieje coś takiego jak wzorzec, jak ilość Chopina w Chopinie? I co sam Chopin powiedziałby na to, co usłyszałby na Konkursie? Kolejnym ciekawym tematem była waga i rola partnerów, z którymi się gra. Jak powiedziała Katarzyna Duda, dużą rolę odgrywa wizja danego dzieła, jaką ma współpracująca strona. Czy może się do niej dostosować, czy przekonywać do swojej? I oczywiście nie sposób nie wspomnieć o roli publiczności, o której mówiła Katarzyna Duda. Reakcja słuchaczy, te niewidoczne dla oka fluidy, ciepło lub dystans też mają wpływ na wykonanie. Tak samo dzieje się na „Zmysłach Sztuki”. Nasza publiczność dzieli się swoimi przemyśleniami, polemizuje, przeżywa, ale i… delektuje. Nie na darmo nasz cykl ma w nazwie słowo zmysły, które staramy się zadowolić. Tym razem mogliśmy nasycić się słodką niespodzianką - „Muzycznym Decentrykiem”. A ja w trakcie tego spotkania odkryłam w sobie duszę decentryka. Idealnie
"Muzyczny Decentryk" i jego twórcy
fot. Mażena Sezonow
podpasowały mi słowa Andrzeja Kowalskiego z „Którędy do centrum”: „(…) widzi się lepiej stojąc na uboczu i przynajmniej nikt nie depcze nam po piętach (…)”. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy uczestniczą w „Zmysłach Sztuk” – naszym gościom, którzy dają nam więcej niż samą sztukę, ale także jej peryferia, zależności, związki, to co poza kadrem. Dziękuję naszej publiczności, która pyta, komentuje, współodczuwa i w ten sposób współtworzy „Zmysły Sztuki”. Podziękowania należą się tym, dzięki którym „Zmysły Sztuki” się odbywają - Pawłowi Jaskanisowi, Dyrektorowi Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Arkadiuszowi Bachanowi z firmy PerAarsleff Polska, Tadeuszowi i Arturowi Sawickiemu z firmy Savel (www.maluje.pl), Monice Kalecie i Jarkowi Uścińskiemu z Oficyny Kuchennej, Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni. Więcej zdjęć ze spotkania można zobaczyć na naszym fanpage'u na FB: https://www.facebook.com/zmyslysztuki/. 26 listopada br. odbędzie się jubileuszowe 35. spotkanie, podczas którego będziemy świętować jeszcze jeden jubileusz – urodziny Andrzeja S. Grabowskiego. Już zdradzę, że naszymi gośćmi będą Andrzej S. Grabowski (tak, tak, ten sam) oraz Andrzej S. Kiełbowicz i chór Endorfina. Wkrótce więcej informacji.
W imieniu Pawła Jaskanisa, dyrektora Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, oraz Fundacji "andART" serdecznie
zapraszam na 34. spotkanie z cyklu "Zmysły Sztuki", które odbędzie się 22 października 2015 r. (czwartek), o godz. 19:00, w Oficynie Kuchennej (na terenie Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, ul. St. K. Potockiego 10/16). Naszymi gośćmi będą Marek Ruff – artysta malarz, filozof, wielki
przyjaciel ludzi i życia orazKatarzyna Duda – polska skrzypaczka, która
na instrumencie włoskim z początku XIX wieku gra zarówno muzykę
poważną, jak i lżejsze utwory jazzowe. Porozmawiamy m.in. o filozofii „decentryzmu" -
międzynarodowego kierunku artystycznego, o sztuce tworzenia koncertów
skrzypcowych oraz o relacji między barwą dźwięku i barwą obrazu. Zostaniemy poczęstowani autorskim ciastkiem, którego nazwę oczywiście zdradzimy
dopiero na spotkaniu ;) Słodką niespodziankę smakowo skomponuje i wykona
mistrz
cukierniczy z Oficyny Kuchennej. Przypominam, że wstęp na
spotkania z cyklu "Zmysły Sztuki" jest wolny, ale liczba miejsc jest
ograniczona. Spotkanie przeznaczone jest dla widzów dorosłych.
Tradycyjnie, poniżej kilka słów o naszych gościach: Marek Ruff - absolwent Akademii Sztuk Pięknych Warszawie; dyplom na Wydziale Malarstwa w 1987r. u prof. J. Sienickiego. Współtwórca międzynarodowej grupy artystycznej „Decentryzm” stworzonej na podstawie manifestu Adama Wiśniewskiego – Snerga pt. „Moja koncepcja decentryzmu”. Autor pierwszych prac stworzonych na podstawie w/w Manifestu pokazanych w ramach dyplomu na warszawskiej ASP w 1987r. Pierwsza wystawa grupy zatytułowana „Dialog z niewidzialnym” – Instytut Polski w Paryżu w 1997r. Współorganizator oraz uczestnik wielu międzynarodowych wystaw związanych z ideą „Decentryzmu”. Więcej na: http://www.decentryzm.com/polska.html
Katarzyna Duda należy do
najwybitniejszych osobowości artystycznych w Polsce.Krytycy podkreślają wspaniałe
połączenie kunsztu muzycznego z olbrzymim temperamentem scenicznym
oraz wirtuozerii z wielką wrażliwością muzyczną. Wystąpiła z recitalami i koncertami w
tak prestiżowych salach jak Lincoln Center i Carnegie Hall w Nowym
Jorku, Concertgebouw w Amsterdamie, w Filharmonii Narodowej w
Warszawie, Kawai Omotesando Hall w Tokio, w Sali Rossiniego w Padwie. Studiowała u Maestro Tibora Vargi w
Akademii Muzycznej w Sion w Szwajcarii. Koncertowała i nagrywała z
renomowanymi orkiestrami takimi jak Orchestre de Chambre de Lausanne,
Orquesta Sinfonica de Veracruz, NOSPR, European Union Chamber
Orchestra, Orkiestra Kameralna Amadeus w Poznaniu, Orkiestra
Filharmonii w Hradec Kralove, Polska Orkiestra Radiowa, Orkiestra
Filharmonii Lwowskiej, Orkiestra Muzyki Nowej, Capella Sankt
Petersburg, Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Narodowej, Janáček
Chamber Orchestra, Neue Ruhr Kammerphilharmonie, Orquesta Sinfonica
del Estado de Mexico, Śląska Orkiestra Kameralna pod batutą takich
dyrygentów jak m. in.: Enrique Batiz, Jesus Lopez-Cobos, Agnieszka
Duczmal, Lavard Skou Larsen, Józef Wiłkomirski, Jorge Mester,
Szymon Bywalec, Monika Wolińska, Łukasz Borowicz, Michał Klauza. Występowała wspólnie m. in. z
Kwartetem Camerata, Konstantym Andrzejem Kulką, Waldemarem Malickim,
Ryszardem Groblewskim, Michałem Urbaniakiem, Janem Staniendą,
Piotrem Pławnerem, Krzesimirem Dębskim, Katarzyną Budnik-Gałązką,
Januszem Wawrowskim, Marcinem Zdunikiem, Markiem Brachą, Mariuszem
Patyrą, Jakubem Jakowiczem. Szczegółowe informacje o artystce:
www.katarzynaduda.pl
Jak organizuje się udane, interesujące spotkania, które przyciągną uważną i aktywną publiczność? Trzeba mieć talent do wyszukiwania twórców, którzy nie tylko zaprezentują swoje dzieła, ale także nawiążą dialog z publicznością. Trzeba być pracowitym i podchodzić z pasją do tego, co się robi, czyli być jak kurator i moderator „Zmysłów Sztuki”, Andrzej S. Grabowski.
Janusz Tylman i Anna Halarewicz fot. Anna Renata Kujawska
Jednak to nie wszystko. Potrzebne są wcześniejsze spotkania kuratora z twórcami, czytanie materiałów o nich i ich twórczości, słuchanie muzyki, wizyta w pracowni, zapoznanie naszych gości ze sobą, rozmowy, rozmowy, rozmowy.
To dzięki temu, że na przygotowanie spotkania kurator poświęca dużo czasu, zdarza się, że nasi goście przejmują od niego prowadzenie i sami zaczynają moderować dyskusję. Dzięki temu, że wcześniej trochę siępoznali, są ciekawi siebie nawzajem, sami poszukują analogii w swoich dziedzinach twórczości. Chcą dać nam z siebie więcej niż tylko prezentację dzieł na ścianach Oficyny Kuchennej (przez najbliższy miesiąc możemy oglądać prace Anny Halarewicz), czy utworów, które słyszymy w trakcie spotkania, tym razem były to kompozycje Janusza Tylmana w wykonaniu Joanny Stefańskiej-Matraszek. Co jeszcze gwarantuje spotkanie na wysokim poziomie? Społeczność zbudowana wokół wydarzenia, bo wówczas osoby, które uczestniczą w spotkaniu są rzeczywiście zainteresowane, czujne, aktywne i czerpią z możliwości bezpośredniego obcowania z twórczymi ludźmi.
Joanna Stefańska-Matraszek fot. Marcin Grzebyk
Na każdym spotkaniu z cyklu „Zmysły Sztuki” można dowiedzieć się czegoś nowego, odkryć nieznane obszary, obudzić lub rozbudzić w sobie zainteresowania, pasje, a przede wszystkim zrozumieć skąd twórcy czerpią inspirację, jak wygląda ich warsztat twórczy, co łączy czasem zupełnie różne dziedziny sztuki, jak twórcy odnajdują się w świecie komercji. Nasi goście – Anna Halarewicz i Janusz Tylman – wydają się być tak różni, a jednak nie tylko kurator, ale także Janusz znalazł wiele podobieństw, zaczynając od bardzo sympatycznej strefy życia, czyli kotów. Kot Ani – Absynt – ma swój udział w jej twórczości, bo towarzyszy jej często w akcie tworzenia. A to przejdzie przez płótno, a to strąci coś ogonem. Kotka Janusza – Luteńka – cierpliwie słucha, kiedy Janusz ćwiczy albo pisze muzykę, a niektóre utwory lubi bardziej niż inne, co okazuje w sposób czytelny dla Janusza. Skoro o muzyce mowa, to zupełnie zrozumiałe i naturalne jest, że towarzyszy Januszowi. Pianista musi codziennie ćwiczyć, grać czasem nudne wprawki, gamy, pasaże itp. (ciekawe, co Luteńka na to?), bo przerwy w grze powodują pogorszenie techniki. Ogromną pasją Janusza jest żeglowanie, więc zadbał o to, by na jachcie znalazł się instrument. Kiedy opowiadał o grze na jeziorach, wyobraziłam sobie, jak miły może być wieczór na przystani, kiedy po wodzie niesie się muzyka...
Anna Halarewicz przy mikrofonie;) fot. Mażena Sezonow
Muzyka także stale towarzyszy Ani Halarewicz, ale co ciekawe, kiedy tworzy akwarele, słucha wiadomości. Wówczas inspiruje ją słowo, batalie polityczne, dyskusje społeczne, reportaże, jak np. o Czarnobylu, co znalazło odzwierciedlenie np. w „radioaktywnej” pracy prezentowanej w Oficynie Kuchennej. Wielką i trwającą od kilku już lat inspiracją jest pokaz mody Alexandra McQueena z 2009 roku. Wybiegiem dla modelek było wówczas wysypisko śmieci – połączenie piękna z brudem, nowego z odpadkami, zniszczeniem, przemijaniem… post apokalipsa. Anię fascynuje i intryguje "ładność", uśmiech na pokaz. Z jednej strony kobiety, które tworzy na płótnie czy na ilustracjach są zjawiskowo piękne, tajemnicze, o magnetycznym spojrzeniu – trochę takie jak ich autorka, a jednocześnie mają w sobie ogrom smutku. Na obrazach postaci są niezwykle precyzyjne, kreska przywodzi na myśl grafikę, z której Ania się wywodzi, czy idąc dalej w skojarzeniu - geometrię, matematykę, co może wynikać ze związku Ani z naukami ścisłymi. I tu pojawia się temat matematyki. Jak mówi Janusz Tylman, matematyka nadaje muzyce porządek przebiegu, bez niej powstałby chaos. Istnieją oczywiście tacy, którzy nie przestrzegają żadnej formy, stawiają sobie za cel łamanie zasad. Czy wiecie, co oznacza preparowanie fortepianu czy preparowanie dźwięku? Kto był na spotkaniu, ten wie ;) A widzieliście zapis nutowy bez nut, ale za to z odnośnikami do przypisów, gdzie znajduje się instrukcja, jak grać? Powstało tak dużo utworów muzycznych, że współczesny kompozytor musi
Publiczność dopisała:) fot. Mażena Sezonow
mieć ogromną wiedzę, żeby nawet mimowolnie nie popełnićplagiatu. Nie chodzi nawet o same dźwięki, ale o melodię, rytm, harmonię. W Polsce prawo autorskie nie jest aż tak restrykcyjnejak np. w USA, ale i tak trzeba się pilnować, sprawdzać, pytać innych, czy nie słyszą w tym, co skomponowaliśmy czegoś, co już wcześniej powstało. Janusz przytoczył słowa Witolda Lutosławskiego, który mówił, że dobry kompozytor dużo wyrzuca do kosza. Im więcej wyrzuca, tym lepszym jest kompozytorem. Ania Halarewicz też dużo wyrzuca. Urządza nawet rytualne darcie papieru, a płótna zamalowuje. I to, co w muzyce można nazwać preparowaniem dźwięków, czyli np. wydobywanie dźwięków z fortepianu poprzez uderzanie dziwnymi przedmiotami w struny, u Ani objawia się poszukiwaniem nowych narzędzi malarskich. Ania mówi o sobie, że jest „międzytechnikalna”, łączy, miesza, a narzędzie wychodzi po drodze, czy jest to patyk, zaostrzona końcówka pędzla, skarpetka, a nawet tusz i piórko nietypowo wykorzystywane w malarstwie. Lubi zaskakiwać samą siebie podczas pracy. Z Anią rozmawialiśmy o linii/kresce w rysunku i o plamie w malarstwie. Także o tym, co zrobić, aby obraz nie był ilustracją, a ilustracja obrazem. Nasi goście
Prace Anny Halarewicz fot. Mażena Sezonow
dyskutowali o sztuce na zamówienie i wolności także w takiej pracy, w której ktoś czegoś oczekuje od twórcy. Janusz mówił o różnicach w muzyce teatralnej, gdzie ogranicza nas czas i miejsce oraz o muzyce filmowej, której nagranie odbywa się w studiu, w tworzeniu której można użyć różne narzędzia, wykorzystać wielką orkiestrę. Inaczej pisze się muzykę dla siebie, wówczas ma się pełną dowolność. Jeszcze inaczej jest, kiedy można improwizować, jak np. ilustrując muzycznie na żywo film czy sztukę, tak jak to robi Janusz, grając rolę tapera w spektaklu „Polityka” w Teatrze 6. piętro. A tworzenie na żywo, jak na przykład pisanie piosenki na antenie programu radiowego? To musi być wyzwanie. Jak dużo trzeba wiedzieć o muzyce, jak wiele utworów znać, aby być oryginalnym, nie popełnić plagiatu czy to czyjegoś utworu, czy nawet swojego dzieła? Ponieważ tego wieczoru gościliśmy także sopranistkę Joannę Stefańską-Matraszek, która wykonała dla nas utwory do muzyki skomponowanej przez Janusza Tylmana (m.in. do wierszy ks. Jana Twardowskiego, Julina Tuwima), to pojawił się temat tremy i adrenaliny. Kogo paraliżuje, komu dodaje skrzydeł i czy jest siłą napędową?
Osobnym tematem było tworzenie w głowie – czy to obrazu, czy muzyki, a także malowanie bez patrzenia na kartkę, czy granie bez patrzenia na klawisze. Jedno z pytań dotyczyło umiejętności rozstawania się z obrazem, czy z ilustracją. Ania powiedziała, że trzeba się tego nauczyć. Nie ze wszystkimi pracami chce się rozstawać, zdarzyło się, że odmówiła sprzedaży. Są takie przełomowe obrazy, które chowa. Ale kiedy znika seria (a pracuje w krótkich cyklach), to motywuje ją to do malowania kolejnej. Na szczęście ma kontakt ze sprzedanymi obrazami, a akwarele skanuje i kiedy ma taką potrzebę, to może na nie popatrzeć. Na 33. spotkaniu z cyklu „Zmysły Sztuki” okazało się także, że Janusz Tylman ma ogromny gawędziarski talent, że nie tylko gra z lekkością, ale także swobodnie i pięknie mówi. Było dynamicznie, muzycznie,śpiewnie, śmiesznie i wzruszająco, a także trochę tajemniczo, bo Ania Halarewicz jest oszczędna w słowach, ale przecież za nią mówią jej obrazy.
Ze zdarzeń niespodziewanych - pośród publiczności pojawił się mężczyzna, który przyjechał do Polski po 69 latach mieszkania zagranicą, w USA. Jako 10-latek wyjechał z kraju zniszczonego wojną, a wrócił do miejsca, które go zauroczyło. Podziękował za niesamowite, mądre i inspirujące spotkanie. Pogratulował naszym gościom oraz kuratorowi, że dali mu możliwość przeżycia tak wielu emocji. A my serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy uczestniczą w "Zmysłach Sztuki" oraz tym, dzięki którym te spotkania się odbywają - Pawłowi Jaskanisowi, Dyrektorowi Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, Arkadiuszowi Bachanowi z firmy PerAarsleff Polska, Tadeuszowi i Arturowi Sawickiemu z firmy Savel (www.maluje.pl), Monice Kalecie z Oficyny Kuchennej, Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni. 22 października br. czeka nas kolejne interesujące spotkanie, które mamy nadzieję, także poruszy, pobudzi do dyskusji, do refleksji, dostarczy emocji. Już wkrótce zamieszczę więcej informacji o twórcach, których będziemy gościć.
W imieniu Pawła Jaskanisa, dyrektora Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, oraz Fundacji "andART" serdecznie
zapraszam na 33. spotkanie z cyklu "Zmysły Sztuki", które odbędzie się
10 września 2015 r. (czwartek), o godz. 19:00, w Oficynie Kuchennej (na terenie Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, ul. St. K. Potockiego 10/16). Naszymi gośćmi będąAnna Halarewicz - artystka malarka, ilustratorka, Janusz Tylman – kompozytor, pianista oraz Joanna Stefańska-Matraszek – sopran. O tym, co łączy naszych gości dowiemy się podczas spotkania. Porozmawiamy oczywiście o malarstwie, ale i o ilustracji mody, w której specjalizuje się Anna Halarewicz, a także o współpracy z magazynami modowymi. O komponowaniu muzyki rozrywkowej, teatralnej, musicalowej i propagowaniu muzyki poprzez telewizyjne programy opowie Janusz Tylman. Posłuchamy także śpiewu Joanny Stefańskiej-Matraszek, która od lat współpracuje z kompozytorem.
Zostaniemy poczęstowani autorskim ciastkiem, którego nazwę zdradzimy
dopiero na spotkaniu. Słodką niespodziankę smakowo skomponuje i wykona
mistrz
cukierniczy z Oficyny Kuchennej. Przypominam, że wstęp na
spotkania z cyklu "Zmysły Sztuki" jest wolny, ale liczba miejsc jest
ograniczona. Spotkanie przeznaczone jest dla widzów dorosłych.
Tradycyjnie, poniżej kilka słów o naszych gościach: Anna Halarewicz (http://www.annahalarewicz.eu/), absolwentka wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Współpracuje z najważniejszymi polskimi magazynami oraz tworzy ilustracje książkowe. Ma na swoim koncie publikacje w magazynach takich jak: Twój Styl, Viva!Moda, Wprost, Newsweek, Glamour, Wysokie Obcasy, czy paryski OOB Magazine. Operuje lekką, dynamiczną kreską, oraz mocną plamą koloru. Jej specjalnością jest ilustracja mody. Współpracowała m.in. z takimi brandami jak Bizuu, Mohito, La Mania, Hexeline, Baileys, Nuvango, Grand Marnier, Showroom, Gagamodels czy Lamodeinfo. Janusz Tylman - pianista, kompozytor muzyki teatralnej, filmowej i musicalowej. Ukończył Akademię Muzyczną w Warszawie, z którą związany był po studiach jako wykładowca. Współpracuje z warszawskimi teatrami: Ateneum, Nowy, Powszechny, Rampa, Roma, Stara Prochownia, Syrena, Żydowski. Musicale pt. „Przeklęte tango”, „Niebo zawiedzionych” wystawiono w Stanach Zjednoczonych i Szwecji. Uczestniczył w licznych telewizyjnych programach rozrywkowych i muzycznych; zasiadał m.in. przy czarnym fortepianie w „Śpiewających fortepianach” (TVP2). Występuje jako pianista na scenach i estradach Polski, Europy oraz Stanów Zjednoczonych.
Joanna Stefańska-Matraszek (http://joannastefanska-matraszek.pl/) ukończyła studia na wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej w Warszawie. Podczas studiów rozpoczęła współpracę z Warszawską Operą Kameralną, z którą jest związana do dziś. Współpraca z WOK zaowocowała debiutem w operze "Wesele Figara" Mozarta rolą Zuzanny, oraz udziałem w festiwalach: Mozartowskim, Rossiniego, Oper Barokowych, Oper Staropolskich. W tym czasie brała udział w licznych koncertach oratoryjno-kantatowych, miedzy innymi Requiem, Msza G-dur Mozarta, Magnificat, Weihnachtsoratorium Bacha, Messe Solennele, Stabat Mater Rossiniego. Równolegle z muzyką operową wykonuje również repertuar musicalowy i operetkowy. Koncertowała w wielu krajach Europy między innymi we Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, krajach Beneluksu, Hiszpanii, Skandynawii oraz poza Europą w Japoni, Libanie, na Wyspach Kanaryjskich. W roku 2013 otrzymała tytuł doktora sztuk muzycznych w dziedzinie wokalistyka.
Tym razem za tytuł recenzji z ostatniego spotkania z cyklu „Zmysły Sztuki” posłużył mi fragment wypowiedzi Anny Renaty Kujawskiej, która na naszym profilu na FB napisała tak:
„32-drugie Zmysły Sztuki już są historią. Tak wspaniałą, że brakuje mi słów do jej opisania. Organizator i moderator Andrzej S. Grabowski ma niezwykły talent wyszukiwania i łączenia osób ciekawie prezentujących swoje umiejętności, które są ich pracą. Najkrócej, skrzypek i grafik wydają się odległymi profesjami, jednak w osobach: Tadeusz Gadzina i Maciej Buszewicz, to „koncert na cztery ręce”. Bardzo pouczające i ciekawe rozmowy pomiędzy bohaterami wieczoru oraz pytania słuchaczy świadczyły, że zainteresowanie było ogromne.
Od lewej: Andrzej S. Grabowski, Tadeusz Gadzina i Maciej Buszewicz (fot. A.R. Kujawska)
Wypowiedzi poparte krótkimi doskonałymi filmikami i do tego coś, takie małe coś, pełne finezji, urody i smaku jak całe spotkanie (…).” Pani Ania zrobiła także kilka zdjęć, które z przyjemnością zamieszczam, jak również brała czynny udział w spotkaniu i zadawała pytania, podobnie zresztą jak i inni uczestnicy. Cieszymy się, że mamy tak aktywnych słuchaczy, bo dzięki nim możemy pogłębiać temat spotkania i dowiadywać się jeszcze więcej od naszych gości. Z przyjemnością i niekłamaną dumą zacytuję jeszcze dwie wypowiedzi, bo nie tylko Pani Ania skomentowała ostatnie spotkanie na FB. „Zmysły Sztuki - spotkanie z Tadeuszem Gadziną, skrzypkiem i grafikiem
"Gad w Buszu" (fot. A.R. Kujawska)
Maciejem Buszewiczem. Na koniec ciasteczko "Gad w Buszu". Wyjątkowe miejsce jak i wyjątkowi ludzie.” – tak Mażena Sezonow podpisała zdjęcia, które zrobiła podczas spotkania i które także wykorzystuję w tej recenzji.
A Kasia Nowakowska w krótkich, ale jakże dla nas miłych słowach, tak podsumowała 32. spotkanie: „Dziękuję za kolejne wspaniałe artystyczne doznania. Było ciekawie, mądrze i zabawnie. Do zobaczenia na kolejnych Zmysłach Sztuki.” Tak właśnie było, bo nasi goście – Tadeusz Gadzina i Maciej Buszewicz – to nie lada osobowości. Z jednej strony energia w ruchu, z drugiej energia ujarzmiona siłą spokoju. Obaj z ogromnym darem wypowiadania myśli w sposób obrazowy, płynny, ze swadą, dowcipem. Erudycja, wyobraźnia, inteligencja i wiedza, to wszystko było obecne w każdym temacie, którego dotknęli. Chętnie zostałabym studentką u obydwu profesorów i jestem przekonana, że nie opuściłabym żadnych zajęć. Zawsze po takim spotkaniu pozostaje niedosyt. Choćby trwało, tak jak to - prawie trzy godziny, to nadal mało. Ledwo musnęliśmy temat muzyki i intrygującej twórczości w odtwórczości.
Maciej Buszewicz i skrzypce jego taty (fot. M. Sezonow)
Zatrzymaliśmy się na moment nad kwestią krzywdzącego dla muzyka określenia „wykonawca”, bo przecież, żeby utwór był autentyczny, pełny, porywający, to - jak tłumaczył Tadeusz Gadzina, grający musi go zawłaszczyć (to jest punkt zwrotny), obdarować własną wyobraźnią, poznać i przyswoić na pamięć, czy jak to pięknie ujmuje się w języku angielskim „by heart”, czyli musi go niejako przepuścić, przefiltrować przez serce. Jakże piękna była chwila, podczas której Maciej Buszewicz zaprezentował skrzypce, na których grał jego ojciec (uwiecznione na plakacie dotyczącym Letnich Koncertów Symfonii Varsovia, prezentowanym w Oficynie Kuchennej). Ostatni raz Maciej słyszał ich dźwięk ponad 50 lat. Tadeusz Gadzina z czułością oglądał ten ponad 120-letni instrument, próbował przygotować go do gry, oceniał, gładził, aż w końcu, mimo że – jak powiedział –
Tadeusz Gadzina i skrzypce Taty Macieja Buszewicza (fot. M. Sezonow)
skrzypce mają za krótką duszę, wydobył z nich kilka dźwięków. Zabrzmiały miękko, choć były jakby lekko przykurzone. Może to trochę jest tak, że trzeba je powoli wybudzać z długoletniego uśpienia? Może, kiedy zadba o nie dobry stroiciel, pokażą swoją pełną moc? Być może Tadeusz Gadzina zagra na nich jakiś pełny utwór? Może w ramach koncertów Kwartetu Wilanów, właśnie w Wilanowie? Mówiliśmy oczywiście o książce. Nie tylko o jej projektowaniu, Maciej Buszewicz obrazowo porównał pracę nad projektowaniem książki do porządkowania zawartości szuflad, ale dyskutowaliśmy także o przyszłości książki tradycyjnej, tej papierowej, o ebookach, o ich zaletach, ale i wadach. Czy zastawialiście się kiedyś nad tym, że alfabet to zakodowane dźwięki? To niezwykle fascynujące, bo zapis literowy można odnieść do zapisu nutowego, który jest zaklęciem muzyki w znaki. Maciej Buszewicz w interesujący sposób opowiedział krótko o początkach kodowania dźwięków mowy i o tekście oracza, który zrodził się w Starożytnej Grecji. Piszący poruszał się jak podczas orania pola, a w kolejnej linijce umieszczał litery/znaki, jak w lustrzanym odbiciu.
Chwila o wydawnictwach muzealnych, które Paweł Jaskanis wręczył naszym gościom (fot. J. Maciążek)
Kolejnym fascynującym wątkiem był… mózg. Tak, tak, to też jest temat, który może pojawić się na „Zmysłach Sztuki” ;-) Jak muzyka wpływa na mózg? Jak granie, ale i wyobrażanie sobie ruchu takiego jak podczas prawdziwej gry, przeżywanie dźwięków uaktywnia pewne obszary mózgu? Kto był na spotkaniu, ten wie. Ponieważ gościliśmy Macieja Buszewicza, to był to znakomity moment, aby pokazać szerszej publiczności film „Kalendarze Wilanowskie 2006-2015", czyli 10 lat ucztowania sztuki dawnej i współczesnej. Jest to projekt, w który zaangażowali się dwaj wybitni twórcy - Maciej Buszewicz oraz Tomek Sikora (był gościem 23. spotkania z cyklu "Zmysły Sztuki"). Tomek, mając 100% wolności twórczej, tak aranżuje fotografie, że każdorazowo poznajemy pałac Króla Jana III z zupełnie nowej perspektywy. Jednocześnie, prof. Maciej Buszewicz, projektuje kalendaria w taki sposób, że stanowią element dialogu pomiędzy fotografią, sztuką dawną i współczesną. Poniżej zamieszczam film, dla tych, którzy nie byli na spotkaniu, ale i dla tych, którzy byli i mają ochotę obejrzeć go jeszcze raz.
I jeszcze upominki od Muzeum i od maluje.pl (fot. J. Maciążek)
Zatem było bardzo interdyscyplinarnie, muzycznie, graficznie, plastycznie, a przy tym wesoło i wzruszająco, poważniej mniej lub bardziej oraz smakowicie. Serdecznie dziękujemy Pawłowi Jaskanisowi, Dyrektorowi Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, przede wszystkim za to, że możemy od kilku lat prowadzić „Zmysły Sztuki” w tak pięknym otoczeniu, a także za to, że tak czynnie uczestniczył w 32. spotkaniu. Wszystko wskazuje na to, że nasz wspaniały duet – Tadeusz Gadzina i Maciej Buszewicz - będzie częściej gościł w Wilanowie, bo Paweł Jaskanis ma jakiś pomysł, o którym może wkrótce będziemy mogli więcej napisać. Dziękujemy firmom wspierającym „Zmysły Sztuki" za to, że dbają o naszych gości - Arkadiuszowi Bachanowi z firmy PerAarsleff Polska, Tadeuszowi i Arturowi Sawickiemu z firmy Savel, będącej dystrybutorem Winsor & Newton, Williamsburg oraz Golden Artist Colors (www.maluje.pl), Jarkowi Uścińskiemu i Monice Kalecie z Oficyny Kuchennej, Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni. A na blogu będę Państwa oczywiście informować o przygotowaniach do kolejnego spotkania, które odbędzie się 10 września br., oczywiście w czwartek i oczywiście o godz. 19:00.
Barbara A. Maciążek
Skrzypce jeszcze w "trumience" ;-) Kto był, ten wie o czym piszę. (fot. J. Maciążek)
Porównując skrzypce; w tle plakaty Macieja Buszewicza (fot. J. Maciążek)
Tadeusz Gadzina i dwoje skrzypiec oraz plakaty Macieja Buszewicza do przedstawienia "Romeo i Julia" (fot. A.R. Kujawska)
Maciej Buszewicz opowiada, Tadeusz Gadzina prezentuje i komentuje (fot. J. Maciążek)
Oto skrzypce, które należały do Taty Macieja Buszewicza (fot. A.R. Kujawska)
I chwila gry na skrzypcach należących do Taty Macieja Buszewicza (fot. A.R. Kujawska)
I jedna z wielu dyskusji pomiędzy naszymi gośćmi (fot. M. Sezonow)
Skrzypce Tadeusza Gadziny i dwa smyczki (fot. A.R. Kujawska)