piątek, 30 października 2015

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, czyli refleksje na temat 34. spotkania z cyklu „Zmysły Sztuki” w Wilanowie


   Na 34. spotkaniu z cyklu „Zmysły Sztuki”, niczym w „Małym Księciu” Antoine de Saint-Exupéry najważniejsze było niewidoczne dla oczu, czyli wszystko to co podziało się w warstwie emocjonalnej, w nastroju, w energii, poza ramami obrazów, poza dźwiękami skrzypiec, poza słowami.

   Każde spotkanie jest inne, niepowtarzalne, jednak po wyjątkowych, jeszcze długo po zakończeniu, różne myśli kłębią się w głowie. W pełni zgadzam się z tym, co napisała Irena Makarewicz na naszym fanpage’u na FB, chwilę po północy, po powrocie ze Zmysłów: Katarzyna Duda i Marek Ruff - wybitni goście wspaniałego Andrzeja S. Grabowskiego - dokonali rzeczy niezwykłej - sprawili, że świat się dopełnił, a co najbardziej niesamowite - dzięki decentryzmowi. Kantowska kategoria wzniosłości wyrażona nie w przyrodzie, lecz w sztuce. Fraktal uchwycony w innym wymiarze. Co za przeżycia!” Tak, tak, po północy, bo to spotkanie przejdzie do historii „Zmysłów Sztuki” jako najdłuższe, bo trwające aż do 23:30…
   Decentryzm, w którego sednie tkwi, ujmując w dużym uproszczeniu, odejście od umiejscowienia tematu w samym centrum, uświadomił mi, że w każdej formie twórczości poza tym, co widoczne, słyszalne, dotykalne, jest ogrom niewidocznego. Poza płótnem, poza dźwiękiem czy materią, najwięcej dzieje się w głowach oraz w emocjach zarówno twórcy, jak i odbiorcy. Jak napisał w
Od lewej Andrzej S. Grabowski, Marek Ruff
i Katarzyna Duda; fot. Maria Krawczyk
„Którędy do centrum” Andrzej Kowalski (artysta malarz, grafik, pisarz, eseista, pedagog), a fragmenty odczytał Andrzej S. Grabowski, „(…) sztuka nie jest i być nie powinna nosicielką spokoju. Ma za zadanie budzić, a nie usypiać, niepokoić, podniecać, wzruszać… Albo dawać do myślenia. Może nawet dojdziemy do wniosku, że środek został nam odebrany pozornie, a tak naprawdę, to znajduje się właśnie tam, gdzie pierwotnie uznaliśmy, że go nie ma. Przypomnijmy sobie rysunek słonia połkniętego przez węża z lektury „Małego Księcia”. Takiego widzenia świata uczy nas decentryzm, kontestacji rzeczy pewnych. (…) Magia nieobecności działa na naszą wyobraźnię. Stajemy się bardziej uważni i wrażliwi na każdy detal, który może powiedzieć nam coś więcej o tym czego nie widzimy, albo stać się nawet kluczem do tematu. Związuje się, w sposób zupełnie naturalny, więź emocjonalna pomiędzy dziełem i jego odbiorcą. Tak jakby akt twórczy nie kończył się na ostatnim pociągnięciu pędzla, ale trwał nadal przejęty przez rozbudzoną wyobraźnię widza (…).”
   Na „Zmysłach Sztuki” rozmawiamy także o tym, co niewidoczne. I tak jak napisał Andrzej Kowalski w „Którędy do centrum” na naszych spotkaniach niejednokrotnie „(…) dotykamy właściwego zadania sztuki. Jak wyrazić to, czego wyrazić się nie da? Jak przekazać ulotność wrażeń, uczuć, myśli? Jak uchronić mydlaną bańkę od nieuchronnego pęknięcia? (…)”. Twórcy pozwalają nam choć w pewnym stopniu poznać, jaka była ich droga, która doprowadziła do takiego a nie innego rozwiązania, co było inspiracją, jakie emocje, myśli, uczucia towarzyszyły im podczas aktu twórczego. Rozmawiamy też o naszych – odbiorców – odczuciach, przemyśleniach, dopowiedzeniach, które pojawiają się podczas przeżywania sztuki. Np. Maria Krawczyk, krytyk sztuki, podzieliła się z nami wrażeniem, jakie wywołuje w niej malarstwo Marka Ruffa: „Tak jakbym napiła się z krystalicznego źródła. To malarstwo sprawia mi radość.”
 
Bartosz Kowalski ma pytanie :)
fot. Mażena Sezonow
 Decentrystyczne malarstwo Marka Ruffa, według mnie, może wywoływać tylko pozytywne odczucia, bo pozwala na puszczenie wodzy wyobraźni, daje przestrzeń na własną interpretację, na emocje. W zależności od kreatywności odbiorcy, jego chęci przeżywania, mnóstwo może się zadziać poza płótnem. Kompozycje są otwarte, więc patrząc na nie można wręcz odlatywać w przestrzeń. Jednocześnie już same obrazy są bardzo przestrzenne, choć przecież to nie trój-, czy czwórwymiar. Są czyste, klarowne, o zmiennej, ale jednak wysokiej temperaturze. To nie są farby położone na płótno, ale kolory o niezwykłej czystości, które uwodzą. Dzięki temu, że obrazy Marka Ruffa pozwalają dopowiedzieć, to co niewidoczne dla oka, odbiorca staje się współtwórcą.
   A jak wygląda proces twórczy? Marek Ruff zdradził nam, że kieruje się czystą intuicją, choć jest to pasja kontrolowana. Najpierw powstaje rysunek. Często jest to bezmyślne kreślenie, choć autor sprawuje kontrolę nad formą. Eksperymentuje, szuka w sobie, sam siebie zaskakuje, wkłada swoją energię w to co tworzy. Dla osób znających twórczość Jacka Sienickiego, w którego pracowni Marek Ruff robił dyplom, było zadziwiające, jak Markowi udało się tak odejść od tego, co dominowało w pracowni? Po spotkaniu oglądałam prace Jacka Sienickiego i rzeczywiście aż trudno w to uwierzyć, że pozwolił Markowi na takie eksperymentowanie, na przygodę z materią, radosnym kolorem, formą. 

   A skąd w ogóle wziął się pomysł na takie eksperymenty? Należy tu podkreślić ogromną rolę Adama Wiśniewskiego Snerga (kuzyna Marka Ruffa), który zbudował krótki manifest decentryzmu, zapisał na jednej niedużej kartce, i zainspirował Marka do przygody z takim niezwykłym wyzwaniem twórczym.
   Czas płynął niepostrzeżenie. Nasi goście uzupełniali się, wypowiedzi Marka Ruffa przeplatały się z opowieściami Katarzyny Dudy. Tematy wynikały jeden z drugiego, pojawiały się kolejne, i następne. Dialog przerodził się w rozmowę z publicznością. Trochę nieświadomie wyszło na to, że zgodnie z ideą decentryzmu, czasami omijaliśmy środek „(…) wchodząc na ścieżki zadumy i wzruszenia. Na peryferiach bowiem toczy się prawdziwe życie.” - jak napisał wspomniany wcześniej Andrzej Kowalski. 
   Andrzej S. Grabowski nadawał rozmowie rytm, dynamikę, Katarzyna Duda zarażała ogromną pozytywną energią, obrazy Marka Ruffa przyciągały wzrok.
Katarzyna Duda i jej skrzypce
fot. Mażena Sezonow
   Dla mnie ciekawym doświadczeniem było obserwowanie emocji jakie towarzyszyły Katarzynie Dudzie podczas prezentacji pierwszego nagrania – utworu „Szalone Karzełki” ("La Ronde des Lutins") Antonio Bazziniego w jej wykonaniu, z towarzyszeniem Waldemara Malickiego na fortepianie. Nie tylko słuchała całym ciałem, ale w skupieniu chwilami cenzurowała swoją grę, do czego potem przyznała się w odpowiedzi na pytania. Słyszała w swojej grze to, na co wcześniej nie zwróciła uwagi.
   Mogliśmy wysłuchać jeszcze innych utworów, np. Fritz Kreislera „Cierpienia miłosne na skrzypce i fortepian”, czy na żywo fragmentu „Kaprysu polskiego” Grażyny Bacewicz. Wykonaniu na żywo towarzyszyła wspaniała opowieść o historii skrzypiec, na których gra Katarzyna Duda oraz o lutniku z Amsterdamu.
   Zastanawialiśmy się, czy decentryzm może być obecny w muzyce? Z Bartoszem Kowalskim, kompozytorem, wywiązała się rozmowa na temat tego, czy wykonawca może wnieść coś do kompozycji. W przypadku Bartosza okazuje się, że czasem korzysta z modyfikacji wykonawców, bo podoba mu się wprowadzona zmiana. Są też tacy kompozytorzy jak Agata Zubel (jedna z najbardziej interesujących polskich kompozytorek muzyki współczesnej), która od wykonawcy – w tym przypadku Katarzyny Dudy - wymaga niemalże niemożliwego, które po długich intensywnych ćwiczeniach i próbach jednak staje się możliwe. Nie wymaga precyzji, ale zależy jej na intencji. Ale są też tacy kompozytorzy, np. Maciej Zieliński, którzy pytają jak można osiągnąć to, co sobie wyobrażają.
   Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak różnie brzmi ten sam utwór
Zasłuchani, zapatrzeni
fot. Mażena Sezonow
wykonywany przez inne osoby? Na spotkaniu był to pretekst do rozważań, czy wykonawca nie jest także - w pewnym sensie – twórcą? Oczywiście musiał pojawić się temat dopiero co zakończonego Konkursu Chopinowskiego i tego, jak oceniane są wykonania? Czy istnieje coś takiego jak wzorzec, jak ilość Chopina w Chopinie? I co sam Chopin powiedziałby na to, co usłyszałby na Konkursie?
   Kolejnym ciekawym tematem była waga i rola partnerów, z którymi się gra. Jak powiedziała Katarzyna Duda, dużą rolę odgrywa wizja danego dzieła, jaką ma współpracująca strona. Czy może się do niej dostosować, czy przekonywać do swojej?
   I oczywiście nie sposób nie wspomnieć o roli publiczności, o której mówiła Katarzyna Duda. Reakcja słuchaczy, te niewidoczne dla oka fluidy, ciepło lub dystans też mają wpływ na wykonanie. Tak samo dzieje się na „Zmysłach Sztuki”. Nasza publiczność dzieli się swoimi przemyśleniami, polemizuje, przeżywa, ale i… delektuje. Nie na darmo nasz cykl ma w nazwie słowo zmysły, które staramy się zadowolić. Tym razem mogliśmy nasycić się słodką niespodzianką - „Muzycznym Decentrykiem”.
   A ja w trakcie tego spotkania odkryłam w sobie duszę decentryka. Idealnie
"Muzyczny Decentryk" i jego twórcy
fot. Mażena Sezonow
podpasowały mi słowa Andrzeja Kowalskiego z „Którędy do centrum”: „(…) widzi się lepiej stojąc na uboczu i przynajmniej nikt nie depcze nam po piętach (…)”.
   Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy uczestniczą w „Zmysłach Sztuk” – naszym gościom, którzy dają nam więcej niż samą sztukę, ale także jej peryferia, zależności, związki, to co poza kadrem. Dziękuję naszej publiczności, która pyta, komentuje, współodczuwa i w ten sposób współtworzy „Zmysły Sztuki”. Podziękowania należą się tym, dzięki którym „Zmysły Sztuki” się odbywają - Pawłowi Jaskanisowi, Dyrektorowi 
Muzeum Pałacu Króla Jana III w WilanowieArkadiuszowi Bachanowi z firmy PerAarsleff Polska, Tadeuszowi i Arturowi Sawickiemu z firmy Savel (www.maluje.pl), Monice Kalecie i Jarkowi Uścińskiemu z Oficyny Kuchennej, Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni.
   Więcej zdjęć ze spotkania można zobaczyć na naszym fanpage'u na FB: https://www.facebook.com/zmyslysztuki/.
   26 listopada br. odbędzie się jubileuszowe 35. spotkanie, podczas którego będziemy świętować jeszcze jeden jubileusz – urodziny Andrzeja S. Grabowskiego. Już zdradzę, że naszymi gośćmi będą Andrzej S. Grabowski (tak, tak, ten sam) oraz Andrzej S. Kiełbowicz i chór Endorfina. Wkrótce więcej informacji.

Barbara A. Maciążek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz