poniedziałek, 28 listopada 2011

Ósme spotkanie z cyklu "Zmysły Sztuki" za nami.

   Myślałam, że na ostatnie w tym roku spotkanie z cyklu „Zmysły Sztuki” przyjadę spóźniona z powodu korków (powszechny temat do narzekań w niemal każdym dużym mieście…), ale udało mi się dotrzeć w ostatniej chwili. Wiedziałam, że tym razem będzie trochę inaczej, jednak widok dużego wspólnego stołu na środku Królewskiej Cukierni Wilanowskiej trochę mnie zaskoczył. Zasiadło przy nim wielu gości, a w ich pobliżu, jakby trochę wycofane, przycupnęły na sztalugach, jak na ławeczkach przed chatą, postaci z portretów autorstwa Stanisława Baja. Ludzie ze świata, którego już prawie nie ma - przedstawiciele kultury chłopskiej. Z obrazów stojących tuż obok nas, a nie tak jak dotychczas bywało z wysokości ścian Cukierni, spoglądali na nas zamyślonym wzrokiem – mama Stanisława Baja i jej sąsiedzi z Dołhobrodów. Gdy uważnie się im przyjrzymy, to w ich twarzach, w ich oczach znajdziemy odpowiedzi na niektóre z pytań skierowanych w czasie spotkania do artysty. Jest w nich spokojna mądrość – sedno natury chłopskiej.
   Wspólny stół sprawił, że stało się tak domowo, rodzinnie. Wprawdzie nie łączą nas – uczestników „Zmysłów Sztuki” - więzy krwi, ale pewnie mamy jakiś wspólny gen, w którym zapisane są wrażliwość, ciekawość, chęć poznawania sposobu pracy artystów, dowiedzenia się, co ich inspiruje, interesuje, pobudza do tworzenia. Mamy jeszcze jedną wspólną cechę – lubimy nietypowe ciastka. „Wielobarwna dominanta” zachwyciła nie tylko kolorami, kształtem, czekoladowymi nutkami, ale także smakiem. Kto nie był, niech żałuje, bo takie spotkania są jedyne w swoim rodzaju i ani moje refleksje na ich temat, krótkie relacje słowne czy filmowe, ani fotoreportaż nie oddadzą w pełni atmosfery, słów, dźwięków, smaków…
   Nasi artyści, jak powiedział twórca i kurator cyklu Andrzej S. Grabowski, zostali przez niego dobrani jak zwykle nieprzypadkowo. Obydwoje – Stanisław Baj i Magda Kujawska – dążą do poznania człowieka, jego skomplikowanej natury. Stanisław poprzez portrety, Magda pisząc bardzo osobiste piosenki. Zarówno obrazy, jak i utwory muzyczne rodzą się z emocji, przemyśleń, dostrzegania, czucia dotkliwości własnego losu. Ale jak zaznaczył Baj (jakież to piękne nazwisko!): „Dobre dzieło sztuki nie znosi taniego sentymentalizmu”. Jak go uniknąć, gdy maluje się najbliższą osobę – matkę, gdy pisze się i śpiewa o obcości, która pojawia się w związku z najbliższą, jeszcze niedawno ukochaną osobą? Muszą być zachowane pewne prawidła, reguły, bo inaczej z przekazu artystycznego zrobić może się zwykły banał. „Sztuka to sztuczność, od nowa powołana rzeczywistość, coś co przypomina rzeczywistość, ale tworzy jakiś skrót, kosmos.” – powiedział Baj.
   Stanisława Baja fascynuje kultura chłopska zrodzona z kompletnej izolacji, zamknięcia, gdzie człowiek musiał radzić sobie sam ze wszystkim. Jego matka była uosobieniem świata, który bezpowrotnie odszedł. Dom rodzinny artysty - pełen ludzi, którzy przychodzili wieczorami i rozmawiali, podobnie jak my tego wieczoru w Wilanowie, był dla niego największym uniwersytetem życia. Później już nie przytrafiło mu się nic równie atrakcyjnego. Tak jak jego dom był pełen słów, mądrości czerpanej z natury, tak dom Magdy, której rodzice śpiewali i grali, był pełen muzyki. Mimo że skończyła biologię doświadczalną, to i tak zajęła się profesjonalnie śpiewem i tworzeniem, bo muzyka jest dla niej jak nałóg. Ciągle nuci, a melodie pojawiają się w jej głowie nawet we śnie.
   Mogliśmy posłuchać utworów napisanych i wykonanych przez Magdę, m.in.: „Cisza”, „Nigdy się nie dowiesz”, „I’m real”, „Pretenders”. Według mnie, jej głęboka barwa głosu brzmiała pięknie i ciepło. Gdybyśmy żyli w innym kraju, to stałaby się równie sławna jak Norah Jones czy Diana Krall. Czy w Polsce będzie skazana na pozostanie w niszy? Magdzie towarzyszył młody, bardzo zdolny pianista Tomasz Wielechowski, który gra od wczesnego dzieciństwa. Krótko, ale bardzo trafnie, powiązał muzykę z malarstwem. Barwy, impresje odnajdujemy w obu dziedzinach sztuki. Wydaje mi się, że drzemie w nim chęć improwizacji, jazzowy pazur. Słychać i widać, że gra z ogromną pasją, a gdy gra wygląda dużo dojrzalej.
   Na ósmych „Zmysłach Sztuki” pojawili się także bohaterowie naszych poprzednich spotkań – Grzegorz Moryciński, Marian Nowiński, Juliusz Erazm Bolek, ale także Franciszek Maśluszczak, który odwiedził nas po raz pierwszy, ale wziął aktywny udział w dyskusji. Patrząc na obrazy, powiedział: „Była ciemność, noc. Stwórca nie wiedział, co zrobić. Pierwszego dnia stworzył światło. Przebłyski na obrazach. Stwórca regulował to światło, ustawiał. U Staszka migocze światło świecy, kopciałki(lampy naftowej), sączące się światło księżyca, migoczące słońce przez drzewo, przez dechy…”
   A „dechy” skojarzyły się ze stodołą, w której Staszek Baj ma pracownię. A jak stodoła, to Franciszek Maśluszczak przywołał wiersz Bolesława Leśmiana, w którym zmienił Majkę na Magdę – z uśmiechem w stronę naszej muzycznej bohaterki. Jak widać, spotkania ze sztuką w Wilanowie, to czas, w którym wszystkie przejawy artyzmu dochodzą do głosu.

STODOŁA

Tyś całował dziewczynę, lecz kto biel jej ciała
Poróżowił na wargach, by cię całowała?

Tyś topolom na drogę cień rzucać pozwolił,
Ale kto je tak bardzo w niebo roztopolił?

Tyś pociosał stodołę w cztery dni bez mała,
Ale kto ją stodolił, by — czem jest — wiedziała?

Stodoliła ją pewno ta Majka stodolna,
Do połowy — przydrożna, od połowy — polna.

Ze stu światów na przedświat wyszła sama jedna
I patrzyła w to zboże, co szumi ode dna.


   Grzegorz Moryciński wywołał dyskusję o formie. Forma, zdaniem Stanisława Baja, to coś, co jest najbardziej istotne, serce obrazu. Jak znaleźć formę na pędzlu do wyrażenia pewnego stanu, stosunku do człowieka? Jak namalować sympatię? Tak, jak zrobił to Baj. „A jak to zrobić, żeby tęsknota była przejmująca?” – zapytał Grzegorz Moryciński, który jest nie tylko artystą malarzem, ale także poetą, dlatego też odniósł się do tej formy sztuki. „W wierszu pueta jest wykrzyknikiem” – powiedział i zacytował wiersz Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej:

Nie widziałam Cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
Lecz widać można żyć bez powietrza.


   Pojawił się też wątek smutku, czy może raczej jego odwrotności. „Czy jest w sztuce miejsce na radosne działanie?” W odpowiedzi Stanisław Baj przekonywał nas, że dolegliwość, z której bierze się sztuka, wcale nie znaczy, że jest to markotna dola. To zachwyt nad światem ludzkiego losu, nad przestrzenią ludzkiego życia. Tworzenie, jak żartobliwie powiedział, w 95% to katorżnicza robota. On maluje, cytuję: „…dlatego, że nie wiem. Żeby się dowiedzieć, muszę przejść tę drogę. Ponieważ mi nie wychodzi, to za każdym razem maluję kolejny obraz.”
   Długo rozmawialiśmy, cytowane były fraszki, pojawiły się anegdoty, wspomnienia z czasów studenckich Stanisława Baja, padały pytania i odpowiedzi – mniej lub bardziej wyczerpujące, a czasem troszkę zakamuflowane. Nasyceni wielobarwnym ciastkiem, prawdziwym węgrzynem, refleksjami o sztuce, tworzeniu, formie, treści i ludzkim losie, powoli rozchodziliśmy się do domów.
   Dziękuję wszystkim gościom za przybycie i aktywny udział, Królewskiej Cukierni Wilanowskiej (www.cukierniawilanow.pl) za gościnność oraz pyszne ciastko, firmie Per Aarsleff Polska (www.aarsleff.pl) i firmie Savel (www.maluje.pl), będącej wyłącznym importerem i dystrybutorem farb marki WINSOR&NEWTON, REEVES, SNAZAROO, LEUCHTTURM za wsparcie, którego udzielają naszym spotkaniom oraz patronowi medialnemu magazynowi „Weranda” (www.weranda.pl).
   Na następne „Zmysły Sztuki” będziemy musieli trochę poczekać, bo aż do lutego przyszłego roku. Ale już niedługo zamieszczę zdjęcia, a potem krótki film z ósmych „Zmysłów”, żebyśmy mogli wspólnie powspominać. Zachęcam do dodawania komentarzy, do dzielenia się swoimi przemyśleniami, spostrzeżeniami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz