Atmosfera szóstego spotkania z cyklu „Zmysły sztuki” była gorąca nie tylko z powodu lipcowego upału, ale także dzięki artystom – Natalii Ruszkowskiej de Fernandez i Robertowi Żyburze, oraz gościom, których pojawia się na kolejnych spotkaniach coraz więcej i więcej, że aż trudno jest nam wszystkim pomieścić się w nastrojowym wnętrzu Królewskiej Cukierni Wilanowskiej.
Natalia z towarzyszeniem Mateusza Wołk-Łaniewskiego powitała gości tangiem „Por una cabeza”, skomponowanym w 1935 roku przez Carlosa Gardela, a znanym z filmu „Zapach kobiety” (1992 r., reż. Martin Brest). Ciepłe, głębokie brzmienie altówki z towarzyszeniem gitary sprawiło, że oczami wyobraźni zobaczyłam Ala Pacino i Gabrielle Anwar tańczących zmysłowo właśnie to tango.
W związku z tym, że cykl nazywa się „Zmysły sztuki”, to tak jak zawsze uruchomiliśmy je właściwie wszystkie.
Zmysł wzroku: Na ścianach Cukierni (www.cukierniawilanow.pl) można podziwiać obrazy artysty malarza Roberta Żybury (www.zybura.art.pl). Od najmłodszych lat zawsze ciągnęło go do malowania, do zabawy z farbą i tak to trwa do dziś. Musi malować. Źródłem inspiracji jest dla niego miasto. Na pytanie: „Gdzie jest to miasto w Pana obrazach?!” Powiedział: „Wszędzie”. Działa na niego to, co dzieje się na płotach, na murach, plakaty naklejane jedne na drugie, odpadające, odklejające się elementy. Eksperymentowanie z fakturą nie wynika z dawnej fascynacji rzeźbą, ale z zainteresowania tym, co dzieje się wokół niego. Jako notatnik-szkicownik służy mu aparat. Na studiach miał szczęście, bo profesor Wanda Gołkowska dawała dużą swobodę wypowiedzi malarskiej. Potrafiła doradzić, pchnąć w odpowiednią stronę. W jego obrazach, prezentowanych w Cukierni, przewija się motyw kółka i krzyżyka, którego źródło tkwi w dzieciństwie, w zabawie wówczas bardzo popularnej, bo niewymagającej wiele. Drugi temat to antyk, który fascynuje Roberta, bo ma swoją historię. Kolejny to ludzie w przestrzeni miejskiej – dziewczyna z rowerem, inna z psem, osoby rozmawiające przez telefon. Z jednej strony abstrakcja, z drugiej rysunek – szeroki wachlarz wypowiedzi, różny sposób traktowania materii. Padło także pytanie: „Czy przystępując do malowania, ma pan wizję ostatecznej formy?”. Robert odpowiedział z uśmiechem, że czasem widzi zarys, ale ma kolegę, który nie tylko widzi gotowy obraz, ale i klientaJ Robert z obrazami rozstaje się ciężko.
Zmysł słuchu: Po pierwszym tangu, pomiędzy kolejnymi pytaniami i odpowiedziami, usłyszeliśmy romantyczne „Besame mucho”, które napisała w wieku 16 lat Consuelo Velázquez, meksykańska autorka tekstów i pianistka (http://en.wikipedia.org/wiki/Consuelo_Velázquez). Był to jedyny nie argentyński utwór tego wieczoru zagrany przez Natalię. Później usłyszeliśmy kolejne tango - „Oblivion” (Zapomnienie) Astora Piazzolli (http://pl.wikipedia.org/wiki/Astor_Piazzolla), które pojawiło się, jako ścieżka dźwiękowa w filmie „Henryk IV” z Marcello Mastroiannim w roli tytułowej i Claudią Cardinale. Dźwięki kolejnego utworu pt. „Libertango” jeszcze długo po spotkaniu brzmiały w mojej głowie, a po powrocie do domu odszukałam płytę Piazzolli, żeby posłuchać jak on to grał. Mateusz wykonał solo na gitarze stary irlandzki utwór anonimowego autora, a wcześniej opowiedział o tym, jak zaczął muzyczną przygodę od pianina, przez marzenia o bluesie, w końcu - dzięki wsparciu brata i warunkom, które postawił mu tata - zaczął grać na gitarze.
Natalia swoją muzyczną drogę rozpoczęła niezwykle wcześnie, jak to często dzieje się w rodzinach, w których rodzice są muzykami. W jej przypadku tata postanowił, że jego córka będzie grać. Początkowo wybrano dla niej skrzypce, ale przez zdaniem na studia porzuciła je, gdyż oczarowało ją miękkie, głębokie brzmienie altówki. Część „zmysłowa” historii Natalii to Meksyk, gdzie mieszka od pięciu lat, gdzie poznała swojego męża i gdzie zafascynowała się tangiem. Tam właśnie chce otworzyć polską restaurację. Jednak zamiast mówić więcej o sobie, wolała grać i opowiadać o utworach, które wykonuje.
Zmysł smaku i zapachu: Tym razem nie tylko mogliśmy posmakować wyśmienitego węgrzyna, ale także dowiedzieć się więcej o winach z Węgier, a także o tym, dlaczego w takim miejscu jak Pałac w Wilanowie rozmawiamy właśnie o tych, a nie innych winach. Jerzy Sztyler, właściciel Galerii (www.sztyler.pl) oraz Winiarni "Lippóczy Pince" w Tarnowie, marszand Roberta Żybury, znawca win tokajskich i wspaniały gawędziarz, przeniósł nas do XVII wieku. Nawiązał do powrotu Jana III Sobieskiego z wyprawy pod Wiedniem, kiedy to tokajscy winiarze obawiali się spustoszenia piwnic przez polskich wojaków. Szczęśliwie Sobieski zapobiegł załamaniu rynku winiarskiego, wysłał umyślnego, aby zakupił wina dla bohaterów wyprawyJDowiedzieliśmy się, że od XVIII wieku przywożono z Węgier do Polski sam moszcz, z którego już na terenie naszego kraju powstawało wino, stąd nazwa „samorodny” – „wino urodzone na Węgrzech, a wychowane w Polsce”. Nie zapisałam, jak to zdanie brzmi po węgiersku, bo to nie jest najłatwiejszy język… Zresztą nawet słowo „wino”, które w różnych językach brzmi podobnie, bo po angielsku „wine”, po hiszpańsku i po włosku „vino”, po niemiecku „Wein”, po francusku „le vin”, nawet po rosyjsku brzmi to jak nasze wino, po węgiersku nazywa się zupełnie inaczej - „bor”. Kolejny etap w historii węgierskich win w Polsce to rok 1929, kiedy to rodzina Lippóczy przyjechała właśnie do Polski w poszukiwaniu piwnic, które miałyby podobne warunki do składowania win do panujących w piwnicach węgierskich. Przypadkowo znaleźli się w Tarnowie, gdzie natrafili na takie, które im odpowiadały i założyli skład win węgierskich. Pierwsze wina, jakie rozprowadzali to Aszu i półsłodkie wina typu Furmint i Szamorodny. Wina były przywożone pociągiem do stacji Tarnów, następnie beczkami do piwnic, gdzie były składowane i dojrzewały w ogromnych kadziach. Obecnie Jerzy Sztyler przywrócił tradycję win węgierskich i prowadzi Winiarnię właśnie w tych piwnicach, które kiedyś tak spodobały się rodzinie Lippóczy.
Jerzy opisywał smaki kolejnych prezentowanych win, które następnie można było degustować. Sprawdzając barwę wina, jego zapach, a następnie smak uruchomiliśmy kolejne zmysły.
Ale to jeszcze nie koniec zmysłowych doznań. Zgodnie z tradycją spotkanie zostało ukoronowane ciastkiem - tym razem o plastyczno-muzycznej nazwie „Pomarańczowe tango”. Andrzeja mocno zaskoczyło, że obydwoje artystów – Natalię i Roberta – łączy zamiłowanie do gotowania. To, że Robert wykazał się znajomością kuchni było niespodzianką. Dyskusja na temat kształtu i smaku była bardzo konstruktywna i dzięki temu mogliśmy delektować się ciastkiem niezwykłym, bo Królewska Cukiernia Wilanowska przygotowała na bazie projektu naszych artystów smakowy majstersztyk. Jerzy Poznański - znawca spraw kulinarnych, współautor książki "Sekrety kuchmistrzowskie Stanisława Czernieckiego" (http://sklep.wilanow-palac.pl/sekrety-kuchmistrzowskie-stanislawa-czernieckiego-p-222.html) – podkreślił, że mieliśmy okazję posmakować prawdziwej czekolady, bez polepszaczy i dziwnych dodatków, w połączeniu z delikatnym, ale orzeźwiającym musem pomarańczowym i cząstką pomarańczy wieńczącą ciastko.
Jerzy Poznański podziękował Andrzejowi S. Grabowskiemu, mówiąc, że na nowo ożywa tradycja spotkań ze sztuką w Wilanowie i Jan III Sobieski byłby dumny z takiego mistrza, który pobudza wszystkie zmysły.
Chciałam w imieniu Muzeum Pałacu w Wilanowie (www.wilanow-palac.pl) oraz kuratora „Zmysłów sztuki” Andrzeja S. Grabowskiego podziękować wszystkim gościom, którzy tak licznie przybyli i czynnie uczestniczyli w spotkaniu, zasypując naszych bohaterów pytaniami. Dziękujemy także sponsorom – firmom PerAarsleff Polska (www.aarsleff.pl) i Winsor& Newton (www.maluje.pl), Jerzemu Sztylerowi (www.sztyler.pl), firmie Qualitec, która udostępniła sprzęt nagłaśniający (www.qualitec.pl), Królewskiej Cukierni Wilanowskiej (www.cukierniawilanow.pl), która nas tak wspaniale gości oraz patronowi medialnemu magazynowi „Weranda” (www.weranda.pl).
Zapraszamy wszystkie zainteresowane firmy do wsparcia kolejnych „Zmysłów sztuki”.
Film ze spotkania oraz zdjęcia są w trakcie montażu. Jak tylko będą gotowe, to zostaną dołączone do bloga.
Kolejne spotkanie z cyklu „Zmysły sztuki” w październiku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz