poniedziałek, 17 marca 2014

Przeniesieni w czasie - recenzja z 25. spotkania z cyklu "Zmysły Sztuki" w Wilanowie

   25. jubileuszowe spotkanie z cyklu "Zmysły Sztuki" było pełne emocji, niesamowitej energii i mimo że znajdowaliśmy się w centrum Polski, w marcowym przedwiosennym chłodzie, to zdawało się, że w Oficynie Kuchennej zaświeciło włoskie słońce.

   Przenieśliśmy się do epoki włoskiego renesansu, wczesnego baroku,
Tuż przed rozpoczęciem spotkania (fot. BM)
klasycyzmu, do Florencji, Toskanii, Rzymu oraz Holandii i Flandrii, do okresu, w którym powstawały portrety natchnionych świętych, nieskalanych Madonn, kontrowersyjnej Marii Magdaleny, finezyjnych martwych natur, barwnych bukietów. Ze ścian Oficyny spoglądają na nas doskonałe kopie wykonane przez konserwatora dzieł sztuki, rekonstruktora - artystę malarza Roberta Stpiczynskiego - „Ecce Homo” (1628 r.) i „Św. Maria Magdalena” (1635 r.) Guida Reniego, „Il Sacro Cuore di Gesù” Pompea Batoni (1760 r.), we wnęce nad kominkiem pyszni się "Martwa Natura" Jana Dawidsza de Heema (1638 r.), a tuż obok rozkwitły "Kwiaty" Jana van Huysuna (1740 r.).
    Poznawaliśmy sztukę dawną, ale odkrywaną na nowo, odtwarzaną niejednokrotnie tylko na podstawie zapisków, jak np. wystrój XVII wiecznego Pałacyku Gościnnego Branickich w Białymstoku.
    Na spotkaniu padło m.in. takie zdanie, że dzisiejszy świat bez konserwatorów i rekonstruktorów nie istnieje. Konserwacja ratuje dzieła sztuki, które wydawałyby się nie do uratowania, a rekonstrukcja pozwala nam doświadczyć tego, co przestało istnieć, a najprawdopodobniej wyglądało tak, jak przedstawia to rekonstruktor tworzący w oparciu o zachowane teksty, listy, wspomnienia czy szczątki danego dzieła, czy to malarskiego, czy architektonicznego. Prof. Jerzy Miziołek jako przykład podał rekonstrukcję 3D willi Pliniusza Mniejszego pod Rzymem, która była możliwa na podstawie listu właściciela willi, adoptowanego syna słynnego encyklopedysty Pliniusza Starszego, do niejakiego Gallusa oraz ruin willi odkrytych na początku XVIII wieku i ponownie odsłoniętych około 1780 roku.

 
Robert Stpiczyński i prof. Jerzy Miziołek
(fot. Jadwiga Maciążek)
 Obaj zaproszeni goście – Robert Stpiczyński i prof. Jerzy Miziołek – mają związek z kulturą i sztuką włoską nie tylko poprzez swoje zainteresowania, pasje i uwielbienie piękna, ale w przypadku Roberta także przez więzy krwi (jego mama jest Włoszką), a w przypadku obu przez doskonałą znajomość języka włoskiego (Robert, kiedy mówi po polsku i tak zachowuje uroczą włoską melodyjność i pełną rozmachu gestykulację), zawodowe relacje – obaj pracują nie tylko w Polsce, ale także we Włoszech, oraz poprzez zamiłowanie do dobrego jedzenia. O tym nie było mowy na spotkaniu, ale zarówno Robert, jak i Jerzy są smakoszami. Dali temu wyraz przy tworzeniu ciastka „Belcanto”. A ja pozwolę sobie wspomnieć tu także o tym, że Robert doskonale gotuje, co piszę z całą odpowiedzialnością, bo miałam okazję posmakować włoskiej kuchni w jego wykonaniu. Co więcej, niektóre jego przepisy już wprowadziłam w swojej
Belcanto (fot. BM)
kuchni.
   Każde z 25 spotkań było inne. Czasem nasi goście byli oszczędni w słowach, wówczas kurator Andrzej S. Grabowski dopytywał, prowokował, naprowadzał, zachęcał do wypowiedzi. Częściej jednak uczestnicy spotkania byli aktywni i kurator mógł spokojnie przyglądać się wymianie pytań i odpowiedzi, komentarzy, uwag. Zdarzały się też ostre dyskusje, kiedy to twórcy musieli się mocno nagimnastykować, aby dociekliwy widz uznał, że odpowiedź go satysfakcjonuje. Bywało też tak, że zarówno kurator, jak i artyści – bohaterowie danego spotkania, przysłuchiwali się burzliwej dyskusji pomiędzy uczestnikami – widzami. Czasem obie strony były aktywne i pytania odkrywały jakiś kolejny ciekawy temat. Ale zdarzało się i tak jak na 25. spotkaniu, że zaproszeni goście zdominowali swoimi wypowiedziami, zaczarowali słowem i nie zostawili zbyt dużo przestrzeni na pytania z sali, bo tak wiele powiedzieli, że prawdopodobnie odpowiedzieli na te niezadane, hipotetyczne...
 

  Robert Stpiczyński potrafi malować nie tylko farbami, ale także słowem nasyconym emocjami jak kolorem. Ponieważ ma w zanadrzu mnóstwo historii, anegdot, wspomnień, ciekawostek, to mówi długo, na włoską modłę energicznie gestykulując - tego wieczoru mikrofonem niczym buławą (takie dalekie skojarzenie z Sobieskim). Z jednej opowieści wypływa kolejna, by spotkać się z następną. Pojawiają się zaskakujące połączenia ludzi, miejsc, wydarzeń.



    Robert chciał podzielić się z nami całym ogromem swojej fascynacji sztuką i pięknem, ale jeden wieczór to zbyt mało czasu. Nawet próbując ująć to w ramy, czyli przygotowując prezentację kilku wybranych realizacji Roberta (załączona powyżej, choć bez komentarza Roberta nie ma tego uroku), nie uchroniliśmy się przed zalewem fascynujących historii. Z ciekawostek, mogliśmy dowiedzieć się np. o dylemacie konserwatora, czy należy konserwować obraz w widocznej formie, czy jednak przywracać to, co kryje się pod wierzchnią warstwą? Właściciel obrazu, który zgłosił się do Roberta, chciał zobaczyć, co znajduje się pod wizerunkiem carskiego urzędnika. Dzięki temu Robert odkrył portret polskiego oficera – Generała Borzewskiego. Największym zaskoczeniem było jednak to, że właściciel obrazu wyglądał identycznie jak postać przedstawiona na portrecie.
Prof. Jerzy Miziołek przy mikrofonie
i zamyślony Robert Stpiczyński (fot. BM)
    Prof. Jerzy Miziołek, ogromny erudyta, mistrz słowa (jego książki, mimo że są historyczne, czyta się jak doskonałą powieść; właśnie poznaję dzieje i tradycje Uniwersytetu Warszawskiego, a na swoją kolej czeka „Uniwersytet Warszawski i młody CHOPIN”), zaproponował, aby nasze spotkanie w końcu odczarowało pojęcie „kopista”. Jakie pierwsze skojarzenie pojawia się, kiedy mówimy kopista? Rzemieślnik, który pieczołowicie odwzorowuje oryginał? Jednak doskonały warsztat nie wystarczy, aby kopia poruszała. Potrzebny jest osobisty rys, twórcza idea.
    Często artysta tworzył replikę swojego dzieła, która różniła się - albo i nie - drobnymi elementami od oryginału. Zdarza się także, że konserwatorzy i historycy sztuki stają przed problemem, czy odnalezione dzieło to falsyfikat czy oryginał, a może właśnie replika? Czy czasem w przypadku dwóch niemal identycznych dzieł eksperci nie uznają być może mylnie, że piękniejsze to oryginał, a trochę mniej udane, to kopia? A może kopista tak się starał, że wykonał kopię lepszą od oryginału? Kopista, który skupia się na dokładnym odwzorowaniu, traci lekkość pociągnięć pędzla, spontaniczność, świeżość. Ten, który w zachwycie nad wybitnym dziełem pozostawia sobie prawo do własnej przestrzeni, nadaje obrazowi nowy wyraz, przelewa swoje emocje. Może stworzyć kilka identycznych na pierwszy rzut oka kopii, ale gdy przyjrzymy się im dokładniej, zobaczymy jak inne emocje towarzyszyły powstawaniu każdej z nich. W pracowni Roberta Stpiczyńskiego widziałam trzy kopie „Il Sacro Cuore” - każda „świeciła” innym blaskiem.
    Nie sposób napisać o wszystkich wątkach, które zostały poruszone podczas 25. spotkania, o historii kultury, o kulturze wizualnej, o Rafaelu, o Guido Renim, Antonim Herliczce, Branickich, Lubomirskich, Stanisławie Kostce Potockim, ulicy Miodowej, o cassoni, czyli malowanych skrzyniach charakterystycznych dla włoskiego renesansu – pasji prof. Jerzego Miziołka, i wielu, wielu innych. 

Paweł Jaskanis i prof. Jerzy Miziołek
w dyskusji o Chopinie w Wilanowie
(fot. BM)
   Wspomnę zatem na koniec o związkach, które pojawiają się zupełnie

niespodziewanie. Ponieważ gościliśmy w progach Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie, to prof. Jerzy Miziołek przygotował fragment tekstu ze swojej książki „Uniwersytet Warszawski i młody CHOPIN” (Jerzy Miziołek, Hubert Kowalski, wyd. Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego i UW) o pobycie młodego Fryderyka Chopina w Pałacu w Wilanowie w listopadzie 1825 roku. Polecam, strona 294. Z uwagą przysłuchiwał się tej historii Paweł Jaskanis, dyrektor Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Dzięki temu, że uczestniczył w spotkaniu, nasi goście z pierwszej ręki dowiedzieli się, dlaczego w nowej nazwie Muzeum brakuje nazwiska Sobieski. A czy Państwo wiedzą dlaczego?
   Dyrektor Muzeum powiedział także o planach rekonstrukcyjnych związanych z

freskami Michelangela Palloniego, malarza nadwornego króla Jana III, oraz zapowiedział współpracę z Robertem Stpiczyńskim i prof. Jerzym Miziołkiem.
   Jubileuszowe spotkanie to także okazja do podziękowań, które padły podczas spotkania, a które tu także z ogromną przyjemnością powtarzam. Szczególne
Paweł Jaskanis, dyrektor Muzeum Pałacu
Króla Jana III w Wilanowie (fot. BM)

słowa uznania i podziękowania należą p. Arkadiuszowi Bachanowi z firmy Per Aarsleff Polska, p. Tadeuszowi Sawickiemu z firmy Savel, będącej wyłącznym dystrybutorem Winsor & Newton, p. Jarkowi Uścińskiemu, zarządzającemu Oficyną Kuchenną, p. Jerzemu Sztylerowi z Winiarni Lippóczy Pince, p. Stanisławowi Kozyrze z firmy Bodoni oraz p. Pawłowi Jaskanisowi, dyrektorowi Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie.
    Serdecznie dziękujemy wszystkim sympatykom „Zmysłów Sztuki”, stałym gościom, na których zawsze możemy liczyć, oraz wszystkim tym, którzy pojawiają się po raz pierwszy, by potem uczestniczyć w kolejnych i kolejnych spotkaniach.
   Zapraszamy już dziś na kolejne „Zmysły Sztuki”, które odbędą się 22 maja br. O gościach – Józefie Krzysztofie Oraczewskim, artyście malarzu, oraz Macieju Zielińskim, kompozytorze – napiszę już wkrótce.
 
   A na koniec mam jeszcze pewną refleksję. Robert Stpiczyński powiedział, że „Miłość do sztuki, to miłość do samego siebie”. Myślę, że żeby coś czy kogoś pokochać, najpierw trzeba umieć pokochać siebie. I tego Państwu życzę z całego serca w imieniu swoim i Fundacji andART, współorganizatora "Zmysłów Sztuki", umiejętności kochania i siebie, i sztuki. 

Barbara A. Maciążek